Sklepy Cynamonowe | Page 4

Bruno Schulz
wabi1c mnie figlarnym mruganiem. Czu3em do? nieprzepart1 sympatiê. Wzi13 mnie miêdzy kolana i tasuj1c przed mymi oczyma wprawnymi d3o?mi fotografie, pokazywa3 wizerunki nagich kobiet i ch3opców w dziwnych pozycjach. Sta3em oparty o niego bokiem i patrzy3em na te delikatne cia3a ludzkie dalekimi, niewidz1cymi oczyma, gdy fluid niejasnego wzburzenia, którym nagle zmêtnia3o powietrze, doszed3 do mnie i zbieg3 miê dreszczem niepokoju, fal1 nag3ego zrozumienia. Ale tymczasem ta mgie3ka u?miechu, która siê zarysowa3a pod miêkkim i piêknym jego w1sem, zawi1zek po?1dania, który napi13 siê na jego skroniach pulsuj1c1 ?y31, natê?enie trzymaj1ce przez chwilê jego rysy w skupieniu--upad3y z powrotem w nico?? i twarz odesz3a w nieobecno??, zapomnia3a o sobie, rozwia3a siê,
NAWIEDZENIE 1 Ju? wówczas miasto nasze popada3o coraz bardziej w chroniczn1 szaro?? zmierzchu, porasta3o na krawêdziach liszajem cienia, puszyst1 ple?ni1 i mchem koloru ?elaza. Ledwo rozpowity z brunatnych dymów i mgie3 poranka--przechyla3 siê dzie? od razu w niskie bursztynowe popo3udnie, stawa3 siê przez chwilê przezroczysty i z3oty jak ciemne piwo, a?eby potem zej?? pod wielokrotnie rozcz3onkowane, fantastyczne sklepienia kolorowych i rozleg3ych nocy. Mieszkali?my w rynku, w jednym z tych ciemnych domów o pustych i ?lepych fasadach, które tak trudno od siebie odró?ni?. Daje to powód do ci1g3ych omy3ek. Gdy? wszed3szy raz w niew3a?ciw1 sie? na niew3a?ciwe schody, dostawa3o siê zazwyczaj w prawdziwy labirynt obcych mieszka?, ganków, niespodzianych wyj?? na obce podwórza i zapomina3o siê o pocz1tkowym celu wyprawy, a?eby po wielu dniach, wracaj1c z manowców dziwnych i spl1tanych przygód, o jakim? szarym ?wicie przypomnie? sobie w?ród wyrzutów sumienia dom rodzinny. Pe3ne wielkich szaf, g3êbokich kanap, bladych luster i tandetnych palm sztucznych mieszkanie nasze coraz bardziej popada3o w stan zaniedbania wskutek opiesza3o?ci matki, przesiaduj1cej w sklepie, i niedbalstwa smuk3onogiej Adeli, która nie nadzorowana przez nikogo, spêdza3a dnie przed lustrami na rozwlek3ej toalecie, zostawiaj1c wszêdzie ?lady w postaci wyczesanych w3osów, grzebieni, porzuconych pantofelków i gorsetów. Mieszkanie to nie posiada3o okre?lonej liczby pokojów, gdy? nie pamiêtano, ile z nich wynajête by3o obcym lokatorom. Nieraz otwierano przypadkiem któr1? z tych izb zapomnianych i znajdowano j1 pust1; lokator dawno siê wyprowadzi3, a w nietkniêtych od miesiêcy szufladach dokonywano niespodzianych odkry?. W dolnych pokojach mieszkali subiekci i nieraz w nocy budzi3y nas ich jêki, wydawane pod wp3ywem zmory sennej. W zimie by3a jeszcze na dworze g3ucha noc, gdy ojciec schodzi3 do tych zimnych i ciemnych pokojów, p3osz1c przed sob1 ?wiec1 stada cieni, ulatuj1cych bokami po pod3odze i ?cianach; szed3 budzi? ciê?ko chrapi1cych z twardego jak kamie? snu. W ?wietle pozostawionej przeze? ?wiecy wywijali siê leniwie z brudnej po?cieli, wystawiali, siadaj1c na 3ó?kach, bose i brzydkie nogi i z skarpetk1 w rêce oddawali siê jeszcze przez chwilê rozkoszy ziewania--ziewania przeci1gniêtego a? do lubie?no?ci, do bolesnego skurczu podniebienia, jak przy têgich wymiotach. W k1tach siedzia3y nieruchomo wielkie karakony, wyogromnione w3asnym cieniem, którym obarcza3a ka?dego p3on1ca ?wieca i który nie od31cza3 siê od nich i wówczas, gdy który? z tych p3askich, bezg3owych kad3ubów z nag3a zaczyna3 biec niesamowitym, pajêczym biegiem. W tym czasie ojciec mój zacz13 zapada? na zdrowiu. Bywa3o ju? w pierwszych tygodniach tej wczesnej zimy, ?e spêdza3 dnie ca3e w 3ó?ku, otoczony flaszkami, pigu3kami i ksiêgami handlowymi, które mu przynoszono z kontuaru. Gorzki zapach choroby osiada3 na dnie pokoju, którego tapety gêstwia3y ciemniejszym splotem arabesek. Wieczorami, gdy matka przychodzi3a ze sklepu, bywa3 podniecony i sk3onny do sprzeczek, zarzuca3 jej niedok3adno?ci w prowadzeniu rachunków, dostawa3 wypieków i zapala3 siê do niepoczytalno?ci. Pamiêtam, i? raz, obudziwszy siê ze snu pó?no w nocy, ujrza3em go, jak w koszuli i boso biega3 tam i z powrotem po skórzanej kanapie, dokumentuj1c w ten sposób sw1 irytacjê przed bezradn1 matk1. W inne dni bywa3 spokojny i skupiony i pogr1?a3 siê zupe3nie w swych ksiêgach, zab31kany g3êboko w labiryntach zawi3ych oblicze?. Widzê go w ?wietle kopc1cej lampy, przykucniêtego w?ród poduszek, pod wielkim rze?bionym nadg3owiem 3ó?ka, z ogromnym cieniem od g3owy na ?cianie, kiwaj1cego siê w bezg3o?nej medytacji. Chwilami wynurza3 g3owê z tych rachunków, jakby dla zaczerpniêcia tchu, otwiera3 usta, mlaska3 z niesmakiem jêzykiem, który by3 suchy i gorzki, i rozgl1da3 siê bezradnie, jakby czego? szukaj1c. Wówczas bywa3o, ?e zbiega3 po cichu z 3ó?ka w k1t pokoju, pod ?cianê, na której wisia3 zaufany instrument. By3 to rodzaj klepsydry wodnej albo wielkiej fioli szklanej, podzielonej na uncje i nape3nionej ciemnym fluidem. Mój ojciec 31czy3 siê z tym instrumentem d3ug1 kiszk1 gumow1, jakby krêt1, bolesn1 pêpowin1, i tak po31czony z ?a3osnym przyrz1dem--nieruchomia3 w skupieniu, a oczy jego ciemnia3y, za? na twarz przyblad31 wystêpowa3 wyraz cierpienia czy jakiej? wystêpnej rozkoszy. Potem znów przychodzi3y dni cichej skupionej pracy, przeplatanej samotnymi monologami. Gdy tak siedzia3 w ?wietle lampy sto3owej, w?ród poduszek wielkiego 3o?a, a pokój ogromnia3 gór1 w cieniu umbry, który go 31czy3 z wielkim ?ywio3em nocy miejskiej za oknem - czu3, nie patrz1c, ?e przestrze? obrasta go pulsuj1c1 gêstwin1 tapet, pe3n1 szeptów, syków i seplenie?. S3ysza3, nie patrz1c, tê zmowê pe3n1 porozumiewawczych mrugniê? perskich oczu, rozwijaj1cych siê w?ród kwiatów ma3?owin usznych,
Continue reading on your phone by scaning this QR Code

 / 33
Tip: The current page has been bookmarked automatically. If you wish to continue reading later, just open the Dertz Homepage, and click on the 'continue reading' link at the bottom of the page.